Perfumowy film noir – nocna jazda, której nie zapomnisz

Nie będzie nut głowy, serca ani bazy. Nie tym razem. Zamiast tego zamknij oczy i jedź ze mną.

Wsiadam do mojego E39, zapinam pas, słyszę kliknięcie kasety magnetofonowej. Kavinsky – Nightcall. Pierwsze nuty uderzają mnie jak światła neonów odbijające się na mokrym od deszczu asfalcie. Warszawa nocą jest inna – elektryczna, szybka, intensywna. Powietrze pachnie benzyną, ciepłą skórą foteli, dymem papierosa, który powoli się wypala. Ex Nihilo Speed Legends Night Drive miesza się z adrenaliną, którą czuję gdzieś w klatce piersiowej. Neonowe refleksy zlewają się z rytmem muzyki. To jest ta chwila, kiedy zostawiam za sobą cały dzień, wszystkie słowa, które padły, wszystkie niewypowiedziane myśli.

Wyjeżdżam z miasta. Deszcz zaczyna się nasilać, krople bębnią o dach i szybę. Głośniki wybrzmiewają teraz głosem Springsteena. „I’m on Fire” – spokojniej, ale intensywniej. Opuszczam szybę, chłodne krople spadają na moją rękę, powietrze pachnie latem, wilgocią i żywicą. Bentley for Men Absolute – oud, dym, ciężkie drewno. Droga staje się ciemniejsza, gubię latarnie uliczne. Wjeżdżam między drzewa, w głąb lasu, gdzie światło reflektorów ledwie przebija się przez gęstą ciemność. Mam wrażenie, że las mnie pochłania, pochłania razem z moimi myślami. Jest coś hipnotycznego w tej ciemności – wciąga, ale jednocześnie koi.

The Weeknd – In Your Eyes. Otwieram szerzej okno, powietrze wpada z impetem, przynosząc ze sobą tę szczególną wolność, którą czujesz tylko nocą, jadąc bez celu. Yves Saint Laurent La Nuit de L’Homme Bleu Electrique – zapach ciepły, przyprawowy, magnetyczny jak wspomnienie, które ciągle mnie goni. Przypomina mi coś, co próbuję zapomnieć i jednocześnie kurczowo trzymam się tego wspomnienia. To nostalgia, to pożądanie, dzikość i samotność. Wszystko naraz, wszystko tej samej nocy. Myślę o niej – o wszystkich rzeczach, które nie miały miejsca, o wszystkich rozmowach, które się nie odbyły. Czuję to wyraźniej niż kiedykolwiek.

Zatrzymuję się na pustym parkingu. Jest cicho, słyszę tylko delikatny stuk deszczu i szum stygnącego silnika. „Riders on the Storm” płynie z radia – The Doors wiedzą, jak zamknąć noc. Nasomatto Black Afgano unosi się w powietrzu – ciężko, hipnotycznie, narkotycznie. To moment zawieszenia, decyzji, którą za chwilę podejmę.

Otwieram drzwi, wychodzę w deszcz. Krople spływają po mojej skórzanej kurtce. Nie wiem, czy iść dalej, przed siebie, czy jednak wrócić do auta i jechać gdzieś, gdzie czeka ktoś albo coś, co właśnie tej nocy musi się wydarzyć. Myślę o wszystkich wyborach, których nie dokonałem, i o tych, które przede mną. Chwila jest gęsta, jakby wszystko zatrzymało się wokół mnie.

Zamykam oczy, czując, że ta podróż się jeszcze nie skończyła.

A Ty? Jak pachnie Twoja nocna jazda? Jakie dźwięki towarzyszą ci na drodze, kiedy jedziesz w deszczu, zostawiając za sobą światła miasta?

Zamknij oczy. Czujesz? To nie tylko perfumy. To cała historia.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *