Zapachy, które mnie stworzyły

Benzyna. To pierwszy zapach, który pamiętam. Nie mleko matki, nie kwiaty w ogrodzie, nie ciepło domowej kuchni. Benzyna na stacji, kiedy tata tankował dużego fiata 125p, a ja siedziałem z nosem przy szybie i czułem coś, co pachniało jak podróż, jak przygoda, jak coś, co było większe ode mnie. Nie wiedziałem wtedy, że ten zapach zostanie we mnie na zawsze. Że lata później, gdy podejdę do dystrybutora, by zatankować własne auto, na ułamek sekundy zniknie mi z oczu wszystko – i znowu będę małym chłopcem w brązowych sztruksach, z butami ubrudzonymi kurzem podwórka.

Wspomnienia zapachowe dzieciństwa – plastik, resoraki i rozgrzany asfalt

guma turbo!

Guma Turbo. Twarda jak kamień po kilku minutach żucia, ale to nie było ważne. Pierwszy kęs – słodki, intensywny, trochę sztuczny, ale w najlepszy możliwy sposób. Pachniały nią dłonie, pachniały nią kieszenie. Wkładałem po kilka do plecaka, żeby zawsze mieć na podwórkowe wyprawy. A kiedy nie było gumy, był zapach plastiku – tego nowego, prosto z pudełka, jeszcze gorącego od formy. Zapach resoraków, które przychodziły w małym kartoniku, pachnące metalem i dziecięcym zachwytem.

resoraki!

Pod blokiem asfalt pachniał inaczej. Latem – nagrzany słońcem, lepki, aż buty przyklejały się do chodnika. Po deszczu – chłodny, niosący obietnicę burzowych kałuż i mokrego trzepaka. Podobnie jak sala gimnastyczna w szkole – dziwny miks potu, kurzu i gumy trampek. Trampki! Pachniały nowością przez pierwsze dwa dni, a potem – potem były już częścią nas, przesiąknięte zapachem biegania, upadków i wszystkiego, co znaczyło „dzieciństwo”.

Czasem było coś jeszcze – coś, co wypełniało pokój i mówiło, że świat poza nim nie istnieje. Rozgrzana konsola, komputer, te pierwsze maszyny, które otwierały drzwi do innego świata. Pachniały plastikiem, nagrzaną elektroniką, czymś, co nie było namacalne, ale miało w sobie obietnicę wielkich przygód. Commodore, Pegasus, kasety magnetofonowe – kiedy otwierałeś pudełko z grą, czułeś ten charakterystyczny zapach druku i plastiku. To było jak zaproszenie do innego wymiaru.

A potem – potem pojawił się ten jeden zapach, który zatrzymał czas. Jej włosy. To było coś, czego nie umiałem wtedy nazwać. Nie perfumy, nie szampon, nie konkretny składnik. Po prostu zapach pierwszej miłości.

Domowe rytuały – rosół, przypalone ziemniaki i kompot z suszu

Rosół w niedzielę. Klasyka. Budziłeś się i już czułeś, że jest niedziela. Woń bulgoczącego wywaru wypełniała cały dom, mieszając się z aromatem świeżo wypranej pościeli, ciepłem czystych skarpetek i lekkim powiewem, który unosił firanki, niosąc zapach niedzielnego spokoju. Ale był też zapach śniadań. Jajecznica – skwiercząca, złota, rozlewająca swój aromat po całym mieszkaniu.

Resoraki 1
Resoraki 2
Resoraki 3

Babcia… Jej dom pachniał inaczej. Naftalina w szafie – stary, przenikający ubrania zapach przeszłości. I kuchnia – nie tylko rosół, ale też przypalone ziemniaki, bo babcia zawsze miała na głowie sto rzeczy naraz. Akacja pod oknem, której woń mieszała się z zapachem świeżo obranych orzechów włoskich. A w święta – kompot z suszu. Wtedy jako dzieciak go nie znosiłem, ale dziś? Dziś pachnie jak ciepło domu. Jak coś, co chciałbym zamknąć w butelce i otwierać za każdym razem, gdy życie zaczyna pachnieć zimnym, anonimowym miastem.

Kultowe perfumy lat 80./90. – kiedy plastik zamieniał się w metal

Dorastaliśmy. Zapach plastikowych resoraków i gumy Turbo zamieniał się powoli w coś innego. W woń Levi’sów wyciąganych z szafy. W skórzaną kurtkę, której zapach mówił, że jesteś gotów podbić świat, choć tak naprawdę jeszcze nie wiedziałeś, co znaczy „być dorosłym”.

Brut. Old Spice. Fahrenheit. To były zapachy, które oznaczały zmianę. Ojciec pachniał Old Spice’em – tym klasycznym, w czerwonym flakonie, którego zapach zostawał na jego szaliku i koszuli, nawet kiedy wracał późno do domu. Wtedy jeśli nie czułem alkoholu, który wypił tego dnia. Brut – woda kolońska, której nuty czułeś, gdy ktoś dorosły wchodził do pokoju. I wreszcie Fahrenheit – pierwszy zapach, który sprawił, że zatrzymałem się i pomyślałem: to nie jest tylko coś do pryskania. To coś więcej.

Psychologia zapachu – pamięć, która nigdy nie znika

Mówią, że zapach to najmocniejszy klucz do wspomnień. Że nie da się go oszukać. Widzisz stare zdjęcie – musisz się zastanowić. Słyszysz piosenkę – kojarzy się z czymś, ale musisz sobie przypomnieć z czym. Ale zapach? Uderza cię jak fala. Jest sekunda, jeden oddech – i wracasz.

Wracasz do pokoju, gdzie pachnie nowa kaseta magnetofonowa.
Wracasz do szkoły, gdzie zeszyty mają ten jedyny w swoim rodzaju zapach świeżego druku, w który zanurzasz nos.
Wracasz do kuchni babci, gdzie przypalone ziemniaki są częścią rodzinnej historii jedzenia ich z dziadkiem.
Wracasz na boisko, gdzie czuć gumę trampek i zużytej piłki.
Wracasz do jej włosów, do tej chwili, kiedy czas się zatrzymał.

I nagle jesteś tam. Masz znowu siedem lat. Albo szesnaście. Albo osiemnaście. Masz znowu wszystko przed sobą.

A Ty? Jak pachnie Twoja przeszłość?

Może właśnie teraz, kiedy czytasz te słowa, poczułeś w powietrzu coś znajomego? Może benzyna, może rosół, może guma Turbo. Może coś zupełnie innego. Jeden zapach. Jedna sekunda. I znowu tam jesteś.

Bo zapachy – one nigdy nie znikają. One zostają w nas. I czasem wystarczy oddech, by znów wrócić do domu.

Wpisz swój zapach dzieciństwa

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *